Gdzie jestem

niedziela, 29 grudnia 2013

Co to za MAN..?

   Ostatnio brak mi czasu na wszystko, ale powoli wychodzę na prostą. Na blogu mało piszę, bo też nie ma za bardzo o czym. Aktualności pojawiają się na fan page-u, ale wpadł mi pomysł na kolejny post. Mam nadzieję, że częściej będę coś pisał. Muszę sobie zrobić takie postanowienie noworoczne. :D Ale przejdźmy do tematu.
   Do dziś zdarza się, że pytanie mnie o solówkę, którą byłem w Holandii. Postanowiłem, że tutaj wyjaśnię dokładnie jak to się stało, że nagle wylądowałem na Mańku i opiszę trochę autko oraz trasę, ale po kolei. Na samym początku odpowiem na dosyć często zadawane pytanie - Czy ten MAN należy do waszej floty? Odpowiedź brzmi - Nie. Jest to autko z firmy znajdującej się niedaleko Krapkowic. Swego czasu jeździł u nich wujek, który w okresie mojego wyjazdu z tamtej firmy pracował jeszcze u nas. Kierowca z solówki zachorował i niestety wybrał sobie na to zły moment. Auto było już załadowane i gotowe do wyjazdu. Przez tydzień szukali kierowcy, ale kiedy okazało się, że na jedną trasę wcale nie jest tak łatwo z tymi kierowcami, szefowa między innymi zadzwoniła do wujka, który następnie zadzwonił do mnie. Z grubsza powiedział jak to miałoby wyglądać i dał numer. Po wstępnej rozmowie telefonicznej, dogadaliśmy się, że zrobię ten kursik, więc umówiliśmy się już na konkretny termin wyjazdu. We wtorek rano, stawiłem się na bazie i po załatwieniu wszystkich formalności, powędrowałem z kluczykami do auta. Jak się okazało był to jeden ze starszych ich Mańków w firmie i na dodatek z kurnikiem. Na początku liczyłem na to, że będzie to już TGL, którym jeździł wujek, bo mają kilka takich w taborze. Miałem już ze sobą parę rzeczy, więc wrzuciłem do autka. Przed wyjazdem jeszcze szybki przegląd, stan oleju, itd. i mogłem ruszać. Po drodze jeszcze miałem zajechać do firmy, gdzie okna były ładowane, żeby sprawdzili czy aby na pewno nic im się nie stało przez ten tydzień stania na słońcu pod plandeką. Kiedy dostałem potwierdzenie producenta okien mogłem już spokojnie ruszyć sobie do nas na plac, który był po drodze. Tam na spokojnie zabrałem się za ogarnianie
wnętrza, które było w kiepskim stanie. Podziwiam
kierowcę tego auta, że potrafi jeździć w takich warunkach. Siadałem tylko na jedną trasę, więc nie pucowałem całej kabiny, żeby ktoś wrócił z L4 i siadł na gotowe, ale to co bardzo raziło mnie w oczy ogarnąłem. Jedną z takich rzeczy był klejący się z brudu tunel. Po ogarnięciu porozkładałem swoje torby w kurniku, bo na dole niestety nie było na nie miejsca. Oraz dołożyłem jeszcze kilka rzeczy, których nie zabrałem osobówką. Teraz już byłem gotowy do ruszenia w kierunku Holandii. Pierwsze kilometry spędziłem na zaznajamianiu się z autkiem. Pierwsze co szło wyczuć, to słabiutki silnik. W połączeniu z 6-cio biegową skrzynią biegów radził sobie średnio, na płaskim, a pod górki czuć było wyraźnie brak mocy. Kolejną rzeczą, która przykuła moją uwagę podczas jazdy to czułość na wiatr. Dużo bardziej dało się odczuć boczne podmuchy niż na dużym zestawie. Pierwszy dzień zleciał szybko. Wjechałem do Niemiec i czas było rozglądać się za parkingiem. Wtedy też ukazał mi się kolejny mankament auta. Manik miał bardzo mały zbiornik paliwa, który starczał na jeden dzień jazdy, więc codziennie musiałem tankować. Po zatankowaniu udałem się na parking, który oczywiście już był pełny. Miałem już ustawiać się wzdłuż przy drodze, kiedy to ujrzałem wolną rajkę, za którą stała już też wzdłuż ciężarówka. Autko króciutkie, więc bez problemu udało mi się w nią cofnąć. Po kolacji, przyszła pora snu, a co za tym idzie pierwszego bliższego spotkania z kurnikiem. I tu kurnik mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Pomijając wejście, w środku jest na prawdę sporo miejsca na wysokość i szerokość. Spokojnie wyspałyby się tam dwie osoby. Następnego dnia wstałem wyspany. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że kurnik na prawdę jest wygodny. Na początku trochę dziwnie się czułem bo na górze czuć każde bujnięcie autem, ale i tak kurnik muszę ocenić na plus. Nie będę tutaj opisywał całych dni z trasy, ponieważ to wszystko możecie zobaczyć na filmach z trasy, które zmieszczę pod tekstem. Opowiem jeszcze ciekawsze momenty. Po dojechaniu do miejscowości z papierów zacząłem szukać ulicy. Nawigacja usilnie starała się mnie wpędzić w osiedle domków szeregowych, ale skutecznie się jej opierałem i postanowiłem przejść się i poszukać adresu na piechotę. Wszystko faktycznie wskazywało na to, że adres znajduje się na tym osiedlu.. Nie dało mi to spokoju, więc jeszcze zaczepiłem przechodnia, któremu pokazałem adres. Może nie znam języków za dobrze, ale to co miałem zrozumieć, zrozumiałem idealnie. Wyraźnie z tego co powiedział zrozumiałem, że nie ma tutaj żadnej firmy. Wytłumaczył mi jak dojechać kawałek dalej na pętle autobusową i kazał zerknąć na mapę ze spisem ulic i firm. Już w drodze na pętle postanowiłem zadzwonić do firmy i powiedzieć co jest grane. Po paru minutach dostałem telefon, że to adres zamieszkania szefa, a firma znajduje się kilka miejscowości dalej. Wklepałem szybko w nawigację adres, żeby zorientować się ile mam kilometrów do celu. Na szczęście tylko 25, więc musiałem się sprężyć bo awizacja była na 13:00, a ja ruszałem stamtąd o 12:45. Chwilę po 13 dojechałem na miejsce i po rozładunku, oczekiwałem na dalszą dyspozycję i wypisywałem papiery. Umowa była, że rozładuję, znajdą mi jakiś powrót w pobliżu i wracam na bazę i faktycznie na początku tak było. Niestety kolejnego dnia, kiedy zadowolony stałem już pod firmą w oczekiwaniu na załadunek, zadzwonili do mnie z firmy, że muszę zjechać na ich bazę w Dortmundzie po torbę i rozrusznik, a potem wygonili mnie pod Aachen. Tam odbębniłem prawie 3 godziny, bo okazało się, że nikogo nie ma w domu, a miałem wieźć do Polski przeprowadzkę. Przez to, że tyle mi tam zeszło powoli kończył mi się czas pracy, więc ujechałem ile mi czas pozwolił i trzeba było stawać na pauzę. I tak zamiast wrócić w czwartek, wróciłem w piątek wieczorem. Jeszcze po drodze okazało się, że torba, którą dostałem na bazie w Dortmundzie idzie do Lubina, więc kolejne minuty uciekały. Już więcej nie zanudzam i zapraszam wszystkich, którzy jeszcze nie oglądali na filmy z trasy.