Gdzie jestem

wtorek, 8 listopada 2016

Cztery lata minęły...

   Miałem zabrać się za ten wpis już dużo wcześniej ale jakoś słabo stałem z czasem. Równo 1-go września 2016 roku minęły cztery lata odkąd oficjalnie po szkole zostałem zawodowym kierowcą. Czy dzisiaj ponownie wybrałbym ten zawód? - TAK! Pewnie wielu z Was tak jak ja od najmłodszych lat marzyło o tym, by zostać kierowcą zawodowym. Wielu pewnie zostało "zarażonych" jazdą przez członków rodziny. W moim przypadku było dokładnie tak samo i od najmłodszych lat jeździłem z dziadkiem i tatą w trasy. W mojej rodzinie poza najbliższymi jeździ też zdecydowana większość wujków, więc w każdym momencie życia gdzieś ta styczność z ciężarówkami ciągle była. :) Pewnie już wielu z Was osobiście zasiadło za sterami i mogło sprawdzić na własnej skórze, czy gdy już zacznie się jeździć zawodowo to dalej ten zawód będzie wyglądał tak "kolorowo". Pewnie też jest spore grono, które z upragnieniem czeka tylko, by móc zrobić uprawnienia. Ja opiszę to ze swojej perspektywy i postaram się też odpowiedzieć na kilka zadawanych przez Was pytań.

   Będąc małym chłopcem i jeżdżąc w trasy na pewno zdarzyło Wam się nieraz, że dostaliście kierownice w swoje ręce na placu, bądź mniej ruchliwej drodze. W moim przypadku było tak samo i już od małego ciężko było mnie wygonić z lewego fotela. Wiadomo, najpierw próby ruszenia, jazda na wprost, itp. sprawy, czyli podstawy. Podjeżdżanie w kolejkach, jazda po firmach, takie początki miał raczej każdy. W mojej "nauce" jazdy bardzo dużą rolę odgrywał dziadek. Mimo, że tato również dawał mi jeździć to dziadek był wymagający. Zwracał na wszystko uwagę, mówił co i jak. Nie było "nie dam rady" tylko siadaj, dasz radę, a ja będę ci podpowiadał. Tak ze zwykłej jazdy po placu zaczęły się manewry od tych najprostszych do tych bardziej skomplikowanych do przodu, jak i do tyłu. Cofania pod rampy nie raz w dość ciasnych i wymagających firmach. Miałem wtedy jakieś 13-14 lat i nieraz usłyszałem od wózkowego, że jest pełen podziwu jak sobie poradziłem np. z cofnięciem pod rampę w kącie 90 stopni na ciasnym placu, "gdzie niejeden kierowca miał czasem problemy". Pragnę też zauważyć, że wszystko
toczyło się w innych latach, gdzie nie było takiej nagonki na różne przepisy i nikt nie robił problemów, bo dziecko siadło za kierownicę na firmie, czy coś w tym stylu. (Kto śledzi mój kanał na YouTube od początków, czyli okolice 2007 roku zna raczej serię "Zibi1541 in the Action", gdzie kawałek tej "szkoły" idzie zobaczyć. :) ) I tak lata mijały, a dziadek szkolił mnie co raz bardziej. Jazda po serpentynach, podjazdy, zjazdy przy 40-stu tonach, by nie spalić hamulców, różne warunki pogodowe i inne sytuacje na drodze miałem już "liźnięte". W końcu przyszedł czas 18-stki i mogłem już zacząć robić prawo jazdy kategoria po kategorii, i tak w wieku 19 lat miałem już A,B,C i E, więc nie pozostało już nic jak skończyć szkołę, zrobić KW i jeździć zawodowo. :)
  Przez te 4 lata (odpukać) bezwypadkowej jazdy, doświadczyłem już na własnej skórze różne bezmyślne manewry na drogach, kilka awarii, wymiany kół, czy różnych "ciekawych" rozładunków na miękkich budowach, czy kompletnie nie odśnieżanych drogach. Nie raz trzeba było czy to w nocy, czy w ulewie wymieniać koło, czy usuwać usterki. Kilka sytuacji na pewno zostanie mi w pamięci jak chociażby jedna w Czechach, kiedy to przed granicą Słowacką o drugiej w nocy zablokowało mi wszystkie koła w naczepie podczas jazdy... Okazało się, że w wadliwie wyprodukowanej oponie założonej na ostatniej osi w naczepie odkleił się bieżnik, kręcąc się urwał wszystkie zawory i przewody elektryczne w swojej okolicy. I tak przyszło mi w nocy kombinować jak najszybciej zjechać z drogi i ogarnąć naczepę, żeby zjechać do domu (bez hamulców w naczepie, powietrza w poduszkach i świateł).
   Mimo tych wszystkich zdarzeń i dni, kiedy przeklinałem tą pracę wszystko mijało kiedy już wiedziałem, że załadowałem towar i mogę już tylko jechać prosto przed siebie do domu przy dobrej muzyce. Sam też z biegiem czasu widzę jak zmieniło się moje podejście do jazdy. Kiedyś wysłuchując uwagi dziadka, czy taty, teraz widzę sam, że trochę "wyluzowałem". Już nie ma tak jak kiedyś gniecenia i pędzenia do odcięcia zawsze, żeby być z przodu. Ktoś chce gonić? Proszę bardzo! Niech jedzie. Ja na spokojnie się rozpędzę i będę jechał swoim tempem, bez niepotrzebnego żyłowania samochodu,a co za tym idzie w pewnym stopniu niszczenia go, bo wiadomo, że jeżeli coś traktujemy łagodniej posłuży nam bezproblemowo dłuższy okres.
  Nie wyobrażam sobie życia, bez jazdy, nie wyobrażam sobie, że mógłbym spędzić życie za biurkiem siedząc jak wszyscy 8-godzin. Droga uzależnia co raz bardziej z każdym kilometrem i wie o tym każdy, kto wykonuje tą pracę z przyjemnością, a nie tylko dla pieniędzy, siedząc za kółkiem jak za karę. Mimo złego dnia, złego humoru lub gdy coś nie idzie po mojej myśli wystarczy, że spojrzę na swoje ukochane auto, siądę za sterami i ruszę przed siebie, by wyciszyć się i by humor sam poprawiał się na lepsze przy dźwięku silnika i dobrej muzyce. :)






sobota, 28 maja 2016

Montaż wydechu

Witajcie! :)
  Obiecałem Wam, że dodam zdjęcia z montażu wydechu, lecz potem wpadłem na pomysł, że powstanie o tym cały post, żebyście wiedzieli wszystko dokładnie co i jak. Już od dawna miałem swoją wizję na moje auto i dobrze wiecie, że mam ogromny sentyment do modelu "Integral".

Już od małego kiedy jeszcze chodziłem do podstawówki w głowie układałem sobie "co zrobię w aucie kiedy już będę jeździł", a za wzór miałem jedno znalezione kiedyś w internecie zdjęcie. Wiadomo, że z biegiem czasu kiedy co raz bardziej byłem bliższy pracowaniu w tym zawodzie nabierałem też więcej doświadczeń w modyfikacjach i dobrym stylu, więc wizja nieco się zmieniła, jednak wzór pozostał ten sam. Długi pojedynczy wydech, mały kangur, reklama na dachu, michelinki, halogeny, koguty to obowiązek. :D Dalej ciekawi mnie jakby wyglądała moja Integralka z małym kangurem, ale duzy Trux też mi się podoba :) Kilka rzeczy było już zrobione kiedy jeszcze tato i dziadek nią jeździli, kilka już zostało zamontowane za mojej kadencji, a teraz trafiła się okazja na zamontowanie wydechu. Wszystkie szczegóły zostały obmówione i mogłem już spokojnie szukać trasy w kierunku Poznania by podjechać zamienić swój stary tłumik na nowy z wydechem :)
Po kilku dniach wreszcie trafił się ładunek idealnie do miejscowości, w której mieliśmy montować wydech. Od samego początku trasa przebiegała pozytywnie, okazało się, że przede mną jedzie Karol więc umówiliśmy się na małe pogawędki przed Kotlinem. Niestety firma, w której miałem się rozładować była bardzo krótko czynna, więc pojechałem prosto do Radka na
plac, gdzie czekał już na nas także jego dziadek,z którym zabraliśmy się od samego początku za demontaż mojego tłumika ponieważ było już dość późno a na rano musiałem być na rozładunku. Niestety wyszło parę komplikacji i musieliśmy rozebrać cały bok, żeby przesunąć zbiornik, ponieważ bez tego było za mało miejsca by wyciągnąć tłumik. Kiedy już uporaliśmy się z demontażem starego tłumika wyszło kilka innych problemów. Nowy tłumik został zamontowany lecz rura nie pasowała w otwór uchylanego boczku, oraz trzeba było
przerobić mocowanie wydechu pod łapę mojego zbiornika, ponieważ była w innym miejscu. Niestety robiło się już ciemno i pogoda nie sprzyjała, więc postanowiliśmy zabrać się za resztę z samego rana. Kilka minut po godzinie siódmej, zabraliśmy się za dokończenie mocowania rury przy łapie zbiornika, żeby dojechać rozładować towar. Po rozładunku wróciłem na plac, żeby dokończyć sprawy z wydechem.

To jeszcze nie finalna wersja, ponieważ chciałbym bardziej schować wydech, bo dość sporo wystaje poza obrys auta, więc istnieje ryzyko zahaczenia go przy wąskich wjazdach na wagi lub wgniecenia przez maszty widlaków. Tak jak widzicie wydech ma dwa wyprowadzenia, ponieważ jest już przygotowany pod trójnik, który mam nadzieję uda się zamontować do zlotu Master Truck. Poza wydechem zdobyłem także od dawna wyszukiwane loga Mack-a. Na koniec kilka aktualnych zdjęć Renatki. :)




niedziela, 25 października 2015

Żółte lampy

Witajcie. Dawno, bardzo dawno nie było tutaj nic pisane. Powodów kilka - brak czasu to chyba największy.
  Dzisiaj chciałem wyjaśnić trochę spraw na temat żółtych lamp. :) Może nie zacznę od początku, ale na pewno większość zada pytanie - Dlaczego z reflektorów zniknęła żółta folia? Odpowiedź znajduje się na tym zdjęciu. --->
  Piątek nie był zbytnio udanym dla mnie dniem. Najpierw nad ranem dostałem wystrzał na naczepie. Niestety za łatwo być nie mogło i przez komplikacje straciłem tam sporo czasu. Przez opóźnienie ledwo co udało mi się na koniec dnia załadować w firmie pod Oławą, by wrócić do domu jednak to nie wkurzyło mnie tak jak brakujący klosz reflektora... W Nysie na rozładunku wszystko było ok, a na załadunku już go nie było. Klosz odpadł ze starości, więc wróciłem tak do domu i oczywistym było, że trzeba zamontować nowe reflektory, które będą białe. Niestety nie było dostępnych na miejscu i będą dopiero na wtorek. Niezbyt chętnie, ale musiałem się póki co pożegnać z folią na reflektorach. Zostanie tylko na halogenach na dole, ale może za niedługo wpadnie coś innego i zrekompensuje mi białe klosze :) Ale zacznijmy od początku..



Na tegorocznym zlocie Master Truck w Polskiej Nowej Wsi pod Opolem po raz pierwszy udało mi się dojechać tak wcześnie w piątek. Zawsze kiedy miałem jechać w piątek to pojawiały się różne akcje. Raz straciła mi sie masa, 2 razy padł rozrusznik. Ciągle coś nie pozwalało mi dotrzeć w pierwszy dzień zlotu. Zanim dojechałem na zlot, chłopaki już oklejali sobie halogeny żółtą folią i tak na spontanie wyszło, że okleimy również u mnie. Początkowo miały być oklejone tylko halogeny, jednak później zaszaleliśmy i okleiliśmy wszystko. :D
Na początku miało to być tylko na zlot. Później, że przejadę się parę tras. Dużo osób śmiało się, że nie objadę nawet pierwszej trasy i mnie upierdzielą (tym bardziej, że jechałem do Czech). W końcu skończyło się na tym, że będę jeździł na żółtych aż mnie za nie nie ściągną do kontroli i będzie trzeba je ściągać na miejscu. Ku mojemu zdziwieniu nikt nigdy nie zwrócił uwagi na kolor lamp. Mijałem wielokrotnie patrole policji, inspekcji, itp. Nie raz byłem pewny, że zostanę ściągnięty, bo byłem sam na drodze, a policjant/inspektor stał "na polowaniu", jednak nigdy do tego nie doszło i w sumie na żółtych lampach przejeździłem ponad 3 miesiące i jeździłbym dalej, gdyby nie incydent z kloszem.. Ale wróćmy do wyglądu. Tak prezentowało się auto na żółtych lampach

 Pierwsza trasa zaraz po Master Trucku była dość szybka i napięta. Startowałem w nocy z niedzieli na poniedziałek i jechałem przez serpentyny na granicę Jakuszyce PL - Harrachov CZ i dalej w stronę Liberca. Kiedy tylko wyjechałem za Opole przekonałem się, że na żółtych tak jak mówili Ci, którzy już to przechodzili nie jest wcale tak fajnie jeśli chodzi o jazdę. Widoczność była gorsza, jednak z biegiem czasu przyzwyczaiłem się i nie przeszkadzało mi
to w ogóle. Na fotce obok jadę na "długich". Najgorzej było w nocy i w deszczu, wtedy trzeba było mocno wytężać wzrok, żeby coś zobaczyć. Jazda taka fakt szybko męczyła. Na szczęście rzadko jeździłem w nocy, więc dało się jakoś przeżyć. Wszystko rekompensował mi wygląd auta. Zawsze jak wracałem z biura do auta to nie mogłem się na nie napatrzeć. :D


No i stało się w końcu to o czym pisałem już na samym początku. Klosz się zgubił, zresztą nawet jakbym go znalazł to pewnie byłby rozbity, więc trzeba było pożegnać się z folią. Z bólem serca zrywałem ją wczoraj z reszty, ale w zamyśle miałem to, że może za niedługo będę miał to zrekompensowane kolejnymi zmianami w aucie, których na razie nie będę zdradzał. :)


I tak zrywając folię wpadłem na kolejny pomysł :D Zobaczyłem, że klej na folii nie jest w cale za bardzo stary i ładnie jeszcze trzyma, więc delikatnie zrywałem folię, żeby jej nie uszkodzić:
Z dwóch najlepszych kawałków postanowiłem okleić halogeny w Dxi :) I taki oto efekt uzyskałem, a brakujący reflektor w Integrali będzie zamontowany jak tylko będę miał je u siebie :)


Na koniec mogę zaprosić również do filmu, który kręcili chłopaki zaraz po zlocie Master Truck właśnie po powrocie z pierwszej trasie do Czech :)


sobota, 11 stycznia 2014

Małe podsumowanie

  Chciałem zrobić to zaraz po nowym roku, ale niestety trochę pracy było i nie miałem kiedy się za to zabrać. Wczoraj na spokojnie wszystko zliczyłem i dziś mogę już napisać posta podsumowującego 2013 rok, jak i całą moją pracę. Z końcem roku 2013 przepracowałem jako kierowca rok i trzy miesiące. Przez ten czas było sporo "przygód". Niektóre z nich były miłe, ale nie wszystkie. Może zanim zacznę tutaj opisywać co się wydarzyło przez ten ostatni rok podam kilka danych. :)
• Od 1 września 2012 roku, czyli początku pracy przejechałem 76 831 km. Z tego 16 368 km w 2012 roku i 60 463 km w roku 2013.
• W sumie w 2012 roku przejechałem 17 622 km ( 1254km jeszcze przed zatrudnieniem, np. na zloty, myjki itd.).
• W 2013 przejechałem 60 463km.
• Na koniec danych mała ciekawostka. Najwięcej kilometrów przejechanych na jednej tarczy to 678, a najmniej 7. :D

 To chyba na tyle z liczb. Czas na inne informacje :)
• Przez ten okres jeździłem po krajach takich jak: Polska, Czechy, Słowacja, Niemcy i Holandia.
• Najczęściej bywałem w Czechach i Słowacji.
• Głównym towarem przewożonym były materiały budowlane i części samochodowe.
• Przez ten czas miałem okazję jechać każdą z czterek Renatek + Man solówka, którym byłem w Holandii.
• Gorsze sytuacje: 2x zablokowane hamulce, 5x wymiana koła, 1x przetarcie przewodu ukł. chłodzącego.
• Przyjemniejsze sytuacje: spotkania z kolegami, fanami na trasie, filmy i zdjęcia robione przez fanów, wołanie przez widzów na CB, podchodzenie ludzi na parkingach, stacjach, którzy oglądają filmy.
• Przez cały ten okres miałem okazję ładować się z każdej możliwej strony. Od tyłu, od boków oraz od góry.


Zobaczymy, co przyniesie 2014 rok. Czy będzie lepszy od poprzedniego, czy gorszy. Za rok na podsumowanie się o tym dowiemy. :D Mam nadzieję, że przez ten kolejny rok uda mi się zrealizować kolejne plany co do autka. Na pewno nie będą to wszystkie plany, bo na prawdę jest ich dużo, ale chciałbym przynajmniej kilka. :) Dziękuję też wszystkim, że wytrzymali ze mną przez ten rok i mam nadzieję, że wytrzymają przez kolejny. :) Tak jak już pisałem wcześniej nie mogę wam zagwarantować, że filmy będą pojawiać się co ileś tam dni, ale mogę wam zagwarantować, że będą się pojawiać. A jak często to już tylko wszystko zależy od tego ile wolnego czasu będę miał. Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do dalszego śledzenia. Na blogu oprócz postów możecie sprawdzić moją aktualną pozycję, którą aktualizuję jak jestem w trasie oraz jaką aktualnie wykonuję trasę, a na stronie na facebook-u znajdziecie wszystkie informacje i zdjęcia dodawane na bieżąco. :)

niedziela, 29 grudnia 2013

Co to za MAN..?

   Ostatnio brak mi czasu na wszystko, ale powoli wychodzę na prostą. Na blogu mało piszę, bo też nie ma za bardzo o czym. Aktualności pojawiają się na fan page-u, ale wpadł mi pomysł na kolejny post. Mam nadzieję, że częściej będę coś pisał. Muszę sobie zrobić takie postanowienie noworoczne. :D Ale przejdźmy do tematu.
   Do dziś zdarza się, że pytanie mnie o solówkę, którą byłem w Holandii. Postanowiłem, że tutaj wyjaśnię dokładnie jak to się stało, że nagle wylądowałem na Mańku i opiszę trochę autko oraz trasę, ale po kolei. Na samym początku odpowiem na dosyć często zadawane pytanie - Czy ten MAN należy do waszej floty? Odpowiedź brzmi - Nie. Jest to autko z firmy znajdującej się niedaleko Krapkowic. Swego czasu jeździł u nich wujek, który w okresie mojego wyjazdu z tamtej firmy pracował jeszcze u nas. Kierowca z solówki zachorował i niestety wybrał sobie na to zły moment. Auto było już załadowane i gotowe do wyjazdu. Przez tydzień szukali kierowcy, ale kiedy okazało się, że na jedną trasę wcale nie jest tak łatwo z tymi kierowcami, szefowa między innymi zadzwoniła do wujka, który następnie zadzwonił do mnie. Z grubsza powiedział jak to miałoby wyglądać i dał numer. Po wstępnej rozmowie telefonicznej, dogadaliśmy się, że zrobię ten kursik, więc umówiliśmy się już na konkretny termin wyjazdu. We wtorek rano, stawiłem się na bazie i po załatwieniu wszystkich formalności, powędrowałem z kluczykami do auta. Jak się okazało był to jeden ze starszych ich Mańków w firmie i na dodatek z kurnikiem. Na początku liczyłem na to, że będzie to już TGL, którym jeździł wujek, bo mają kilka takich w taborze. Miałem już ze sobą parę rzeczy, więc wrzuciłem do autka. Przed wyjazdem jeszcze szybki przegląd, stan oleju, itd. i mogłem ruszać. Po drodze jeszcze miałem zajechać do firmy, gdzie okna były ładowane, żeby sprawdzili czy aby na pewno nic im się nie stało przez ten tydzień stania na słońcu pod plandeką. Kiedy dostałem potwierdzenie producenta okien mogłem już spokojnie ruszyć sobie do nas na plac, który był po drodze. Tam na spokojnie zabrałem się za ogarnianie
wnętrza, które było w kiepskim stanie. Podziwiam
kierowcę tego auta, że potrafi jeździć w takich warunkach. Siadałem tylko na jedną trasę, więc nie pucowałem całej kabiny, żeby ktoś wrócił z L4 i siadł na gotowe, ale to co bardzo raziło mnie w oczy ogarnąłem. Jedną z takich rzeczy był klejący się z brudu tunel. Po ogarnięciu porozkładałem swoje torby w kurniku, bo na dole niestety nie było na nie miejsca. Oraz dołożyłem jeszcze kilka rzeczy, których nie zabrałem osobówką. Teraz już byłem gotowy do ruszenia w kierunku Holandii. Pierwsze kilometry spędziłem na zaznajamianiu się z autkiem. Pierwsze co szło wyczuć, to słabiutki silnik. W połączeniu z 6-cio biegową skrzynią biegów radził sobie średnio, na płaskim, a pod górki czuć było wyraźnie brak mocy. Kolejną rzeczą, która przykuła moją uwagę podczas jazdy to czułość na wiatr. Dużo bardziej dało się odczuć boczne podmuchy niż na dużym zestawie. Pierwszy dzień zleciał szybko. Wjechałem do Niemiec i czas było rozglądać się za parkingiem. Wtedy też ukazał mi się kolejny mankament auta. Manik miał bardzo mały zbiornik paliwa, który starczał na jeden dzień jazdy, więc codziennie musiałem tankować. Po zatankowaniu udałem się na parking, który oczywiście już był pełny. Miałem już ustawiać się wzdłuż przy drodze, kiedy to ujrzałem wolną rajkę, za którą stała już też wzdłuż ciężarówka. Autko króciutkie, więc bez problemu udało mi się w nią cofnąć. Po kolacji, przyszła pora snu, a co za tym idzie pierwszego bliższego spotkania z kurnikiem. I tu kurnik mnie bardzo pozytywnie zaskoczył. Pomijając wejście, w środku jest na prawdę sporo miejsca na wysokość i szerokość. Spokojnie wyspałyby się tam dwie osoby. Następnego dnia wstałem wyspany. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że kurnik na prawdę jest wygodny. Na początku trochę dziwnie się czułem bo na górze czuć każde bujnięcie autem, ale i tak kurnik muszę ocenić na plus. Nie będę tutaj opisywał całych dni z trasy, ponieważ to wszystko możecie zobaczyć na filmach z trasy, które zmieszczę pod tekstem. Opowiem jeszcze ciekawsze momenty. Po dojechaniu do miejscowości z papierów zacząłem szukać ulicy. Nawigacja usilnie starała się mnie wpędzić w osiedle domków szeregowych, ale skutecznie się jej opierałem i postanowiłem przejść się i poszukać adresu na piechotę. Wszystko faktycznie wskazywało na to, że adres znajduje się na tym osiedlu.. Nie dało mi to spokoju, więc jeszcze zaczepiłem przechodnia, któremu pokazałem adres. Może nie znam języków za dobrze, ale to co miałem zrozumieć, zrozumiałem idealnie. Wyraźnie z tego co powiedział zrozumiałem, że nie ma tutaj żadnej firmy. Wytłumaczył mi jak dojechać kawałek dalej na pętle autobusową i kazał zerknąć na mapę ze spisem ulic i firm. Już w drodze na pętle postanowiłem zadzwonić do firmy i powiedzieć co jest grane. Po paru minutach dostałem telefon, że to adres zamieszkania szefa, a firma znajduje się kilka miejscowości dalej. Wklepałem szybko w nawigację adres, żeby zorientować się ile mam kilometrów do celu. Na szczęście tylko 25, więc musiałem się sprężyć bo awizacja była na 13:00, a ja ruszałem stamtąd o 12:45. Chwilę po 13 dojechałem na miejsce i po rozładunku, oczekiwałem na dalszą dyspozycję i wypisywałem papiery. Umowa była, że rozładuję, znajdą mi jakiś powrót w pobliżu i wracam na bazę i faktycznie na początku tak było. Niestety kolejnego dnia, kiedy zadowolony stałem już pod firmą w oczekiwaniu na załadunek, zadzwonili do mnie z firmy, że muszę zjechać na ich bazę w Dortmundzie po torbę i rozrusznik, a potem wygonili mnie pod Aachen. Tam odbębniłem prawie 3 godziny, bo okazało się, że nikogo nie ma w domu, a miałem wieźć do Polski przeprowadzkę. Przez to, że tyle mi tam zeszło powoli kończył mi się czas pracy, więc ujechałem ile mi czas pozwolił i trzeba było stawać na pauzę. I tak zamiast wrócić w czwartek, wróciłem w piątek wieczorem. Jeszcze po drodze okazało się, że torba, którą dostałem na bazie w Dortmundzie idzie do Lubina, więc kolejne minuty uciekały. Już więcej nie zanudzam i zapraszam wszystkich, którzy jeszcze nie oglądali na filmy z trasy.




poniedziałek, 14 października 2013

8.Truck Sraz Zlín

 Trzeba troszkę tu odkurzyć. :) W końcu udało mi się jako tako ogarnąć program i zapisywać filmy. Nie jest to zrobione tak jakbym chciał, ale ważne, że coś już idzie montować. Na próbę postanowiłem zmontować film ze zlotu w Czechach, na który zawitałem po raz pierwszy. Większość zlotów w Czechach (nie wiem czemu) organizowana jest w piątek i sobotę, a nie jak to u nas w sobotę i niedzielę. Przez to w piątek dopiero wracałem z trasy i zanim zjechałem na plac to było prawie południe. Ekipa z Polski spotykała się koło 13:00 na granicy. Ja niestety musiałem dojechać sam, ponieważ zanim wypiąłem się i pojechałem umyć autko to trochę zeszło. Zresztą i tak jechałem inną drogą. Kiedy dojeżdżałem do Olomouca, zdzwoniliśmy
 się z ekipą i okazało się, że w cale nie jesteśmy tak daleko za nimi. Różnica w czasie przyjazdu była ok 1,5 godzinki. Kiedy już byłem niedaleko zlotu zauważyłem, że coś będzie się chyba działo, ponieważ tłumy ludzi stały przy drodze. Zadzwoniłem szybko do ekipy i dowiedziałem się, że zaraz wyruszy wieczorny konwój po mieście. Dogadałem się z nimi, że poczekam na zatoczce i jak będą jechać to po prostu się do nich dołączę, bo na teren zlotu nie zdążył bym dojechać. W między czasie kiedy przebijałem się przez tłumy ludzie zaczeli mi już robić fotki..
 Po chwili oczekiwania pojawiły się pierwsze samochody z konwoju. Chłopaki od razu chcieli mnie wpuścić na sam przód konwoju, ale kazałem im jechać i zaczekałem na polską ekipę. Byliśmy na oko w połowie konwoju. Kiedy zjechaliśmy z serpentyn do miasta, wprowadzili nas w specjalnie dla nas zamkniętą drogę i przez prawie godzinę staliśmy tam, by mieszkańcy mogli przejść i pooglądać samochody. Na Polskim zlocie można by było zapomnieć o takim czymś, a już nie wspomnę o nocnym konwoju, co zresztą widać na przykład w Krakowie jak to i za dnia, nie którzy ludzie byli nastawieni przeciwnie do tego. Kiedy już zrobiło się ciemniej, konwój ruszył ulicami Zlina. Nie był to zwykły przejazd kilkoma ulicami jak w Krakowie. Konwój przebiegał praktycznie przez całe miasto, a przez całą trasę zlotu po bokach stały tłumy ludzi, machając, krzycząc, witając się z nami i nagrywając. Niesamowite przeżycie. Nigdy nie widziałem równie dobrego konwoju. Po objeździe całego miasta wróciliśmy serpentynami na teren zlotu usytuowanego w górach przy jeziorku i hotelu. Nie był to duży zlot, bo plac na to nie pozwalał, ale przy najmniej cały plac był utwardzony, nie robił się syf, a atmosfera była niesamowita. Teraz pokażę Wam jeszcze kilka zdjęć znalezionych w internecie, i dalej opowiem pokrótce co działo się dalej.


Po ustawieniu się już na terenie zlotu rozstawiliśmy się za autami ze stołem, grillem i rozpoczęliśmy biesiadowanie. Nazajutrz wszyscy szykowali się do konwoju po mieście, tym razem za dnia. Chłopaki zadecydowali, że nie wyjedziemy dziś na konwój. Miałem trochę chęci, by pojechać, ponieważ byłem tam pierwszy raz i nie wiedziałem jak to wyglądać będzie w dzień, ale nie chciałem się wyłamywać z grupy. :) Kiedy wyjechali, na spokojnie mogliśmy się ogarnąć i przygotować śniadanie. W międzyczasie kiedy kobiety szykowały jedzenie, my zabraliśmy się za czyszczenie samochodów. Po powrocie konwoju dowiedziałem się, że w sklepie z akcesoriami idzie kupić gwizdek tzw. Turkish Fluit. Od razu poleciałem go kupić, ponieważ w Polsce jest praktycznie nie osiągalny, jedynie na zachodzie. Czas w Zlinie szybko zleciał, wieczorem rozdanie na gród i czas było wracać. Rozdanie nagród też było lepsze niż u nas. Przy
wywoływaniu nagrodzonych pojazdów, właściciele przyjeżdżali pod scenę swoimi autami, by można było zrobić małą sesję z wręczonymi nagrodami. Wiem, że u nas w przypadku na przykład Master Trucka było by to nie mozliwe, ze względu na tak dużą ilość pojazdów, ale tam nic nie stało na przeszkodzie. Polska ekipa zgarnęła kilka nagród, po małej sesji zdjęciowej przyszedł czas się pożegnać i wracać do domu.

Na koniec jeszcze film ze zlotu :) Zapraszam do oglądania. :)


niedziela, 23 czerwca 2013

20 Trakerskie Spotkanie w Krakowie

Witajcie :) Ostatnio tyle się dzieje, że brak mi czasu na ogarnięcie bloga. Czas to nadrobić i mam nadzieję, że mi się to uda. Ostatnio wybrałem się na zlot do Krakowa. Z racji tego, że był to ostatni już zlot w Krakowie nie mogło mnie na nim zabraknąć. Jak to zawsze u mnie bywa nie obyło się bez komplikacji przed zlotem i wielka niewiadomą czym i kiedy się zjawię. Plany były inne, ale oczywiście nie mogło pójść wszystko zgodnie z planem i musiałem jechać do Krakowa osobówką. Renatka dojechała na zlot dopiero w niedzielę rano. Po przyjeździe i przywitaniu się z ekipą musiałem załatwić sprawy związane z moim dołączeniem do Stowarzyszenia Klub Polskiego Trakera. Odebrałem swoją legitymację i mogłem już potwierdzić swoją obecność do konkursu "Młode Wilki". Konkurs ten przeznaczony był dla osób do 25-ciu lat i z kategorią prawa jazdy minimum C. W tym roku oprócz jazdy po torze dodano nam pierwszą pomoc i mocowanie ładunku, a to wszystko dlatego, że trzech najlepszych reprezentuje Polskę na Mistrzostwach Świata Kierowców Zawodowych UICR. Po konkursie spędziłem czas ze znajomymi a wieczorem przyszedł czas na ogłoszenie wyników. Ku mojemu zdziwieniu zająłem drugie miejsce, więc za rok reprezentuję Polskę :) Jest to duże wyróżnienie dla mnie i na pewno trzeba będzie się przyłożyć na mistrzostwach :)
  Następnego dnia rano przyjechała Renóweczka, wiec trzeba było się do niej wprowadzić, bo już za niecałą godzinkę ruszaliśmy w konwoju po Krakowie. Po powrocie na teren zlotu można było schłodzić się ostatnim zimnym piwkiem bo już wieczorem czas był na powrót do domu.
  Żałuję, że był to już ostatni, 20-sty zlot w Krakowie. Miło wspominam każdy z nich. W sumie z Krakowa przywiozłem 5 pucharów. Jeden za jazdę w Super Młodych Wilkach, dwa w Młodych Wilkach i dwa za mój model Scanii. :)
Tutaj kilka zdjęć ze zlotu :)
http://zibi15413.picturepush.com/album/317798/p-20-Trakerskie-Spotkanie-w-Krakowie.html#column2::/album/317798/detail/13391095